Taka sobie relacja
to ¿eby by³ odstêp w pionie

Jak to by³o, czyli opowie¶æ od pocz±tku (wersja fabularyzowana) ;-).....



nie wszyscy niestety siê wpisali...
CZWARTEK...

    By³ piêkny majowy poranek, spa³o mi siê smacznie, gdy wtem u¶wiadomi³em sobie (na razie przez sen) ¿e to ju¿ dzisiaj !!!!. Co prawda nie bardzo wiedzia³em co to znaczy ¿e to ju¿ dzisiaj, ale co¶ w tym musia³o przecie¿ byæ skoro zak³óci³o mój piêêêkny sen ;-P. Ale postanowi³em ¿e bêdê dzielny i zaczekam na rozwój wypadków... No i doczeka³em siê, ok. 10.00 (czasu Rzepiñskiego) przyjechali ONI !!! Po niewielkiej szamotaninie (takie tam u¶ciski rêki itp..;-P) zosta³em pasa¿erem tylnego siedzenia w niezidentyfikowanym poje¼dzie zwanym potocznie honda. jedno z pierwszych zdjêæ grupowych Ruszyli¶my.... z pocz±tku powoli jak s³oñ, ociê¿ale, lecz wkrótce nabrali¶my rozpêdu i wchodzili¶my w zakrêty z piskiem opon (co prawda symulowanym prze ze mnie ale zawsze ;-)). Podró¿ przebiega³a spokojnie, choæ z drugiej strony trafili¶my na jedn± "blokadê", ale jak siê pó¼niej okaza³o by³a to tylko procesja (bo to by³o akurat Bo¿e Cia³o). Do samego Szczecina nie dali¶my wytchn±æ naszym mechanicznym rumakom i ju¿ po ok. 1,5 godz rozpoczêli¶my procedurê "dokowania" do stacji KFC (a w miêdzyczasie pomacha³ nam pan policjant na skrzy¿owaniu!!!). W KFC starali¶my siê wymusiæ pierwszeñstwo jad±c pod pr±d, ale jako ¿e pan w tym drugim samochodzie by³ wiêkszy od nas i mia³ gro¼n± minê to dali¶my sobie spokój... mo¿e nastêpnym razem ;-). W KFC czeka³a ju¿ na nas "banda" z³o¿ona z Agussy, Marchena i Barta, a pó¼niej do³±czyli Fr±cek i Toto. Jako ¿e wszyscy byli¶my w dobrych nastrojach postanowili¶my nie demolowaæ lokalu i poprzestali¶my tylko na zwi±zaniu obs³ugi ta¶m± klej±c± :-P. Tak wzmocnion± liczebnie grup± (na dodatek wyposa¿on± w dwie FURY) odjechali¶my w kierunku zachodz±cego s³oñca... No dobra, do szko³y pojechali¶my, czego siê czepiacie przecie¿ w tytule jest napisane ¿e to wersja fabularyzowana ;-)))

W BAZIE...

    Szko³a okaza³a siê baaaardzo du¿a (przynajmniej jak dla mnie) i wery fajna ;-). Tutaj czekali ju¿ na nas Ancyk, Alpen, Dorotka (Ciku¶) i B³êkitny, na szczê¶cie nie zrobili ¿adnej zasadzki wiêc powitanie przebieg³o w pokojowym nastroju ;-). Zaraz po przyje¼dzie postanowili¶my ¿e "co¶ by¶my zjedli", wiêc d³ugo nie czekaj±c... (tu nastêpuje chwila napiêcia).... co¶ zjedli¶my ;-). Dana postanowi³a ¿e zrobi sobie herbatê i mimo naszych b³agañ i u¿ycia wszystkich mo¿liwych argumentów... zrobi³a to !!!! I tu krótka przerwa na reklamê...

...REKLAMA

    ...on jest tak s³odki, ciekawe jak siê nazywa ? Jego kryszta³ki maj± taki idealny kszta³t, a¿ dech w piersi zapiera, kim wiêc on jest ?.... Czy mo¿e to... Tak to ja !!! Jestem CUKIER !!! Ze mn± ¿ycie staje siê s³odsze...

CUKIER KRYSZTA£ - ZAS£OD¬ SOBIE TROCHÊ !!!! ;-)

PO REKLAMIE.....

    Widocznie Dana postanowi³a wcieliæ w ¿ycie to has³o reklamowe, bo postanowi³a pos³odziæ sobie herbatê, ale.... i tu pojawi³ siê ma³y problem, mianowicie - gdzie jest cukier ??? Przeszuka³a wszystko (³±cznie ze strychem i piwnic± - a przypomnê ¿e to du¿a szko³a), ju¿ zabiera³a siê do wykonania rewizji osobistej ka¿demu zlotowiczowi gdy (TADAAA), jest ! Jest ! Znalaz³ siê, ca³y czas by³ obok kubka z herbat± !!!!! (heheheh wiem okrutnik ze mnie ;-)). £zy ¶miechu trysnê³y z naszych oczu ;-), no ale siê w koñcu uspokoili¶my i tylko czasami komu¶ na usta przychodzi³o s³owo CUKIER ;-)

    Dalsza czê¶æ dnia up³ynê³a nam na oczekiwaniu na innych zlotowiczów. Dotar³y jeszcze : Virgo (samiec !!!), Margusik (Cieñ) oraz S³odki Kopciuszek. W miêdzyczasie wpad³ na chwilê Wojas, Apanachi oraz Le¶na, która notabene spó¼ni³a siê na autobus do domu i "kwit³a" na przystanku ;-)... I tak sobie gadali¶my, jedli¶my, pili¶my (herbatê z cukrem ;-)) i bawili¶my siê w kalambury! Walka odbywa³a siê w dwóch zespo³ach panie na panów (a ju¿ chcia³em napisaæ samice na samców ;-P) i by³a bardzo wyrównana. Marchen wszystkie has³a kwitowa³ s³owem "lajcik" (które siê przyjê³o na zlocie ;-)) i jako¶ to lecia³o. Niestety...

Kto raz przyja¼ni pozna³ moc,
Nie bêdzie trwoni³ s³ów.
Przy innym ogniu, w inn± noc
Do zobaczenia znów.....

musieli¶my siê po¿egnaæ z Aguss± i Marchenem, którzy musieli wyjechaæ ;-(. Wieczorem we "Fr±ckowej" (chyba) harcówce urz±dzili¶my sobie ¶piewanki, heheh i tu siê okaza³o ¿e te same piosenki s± ró¿nie ¶piewane w ró¿nych czê¶ciach Polski ;-), ale nic to jako¶ wyj±c, rze¿±c i rzêpol±c (kurde jakie ja znam trudne s³owa ;-)) starali¶my siê co¶ wspólnie ¶piewaæ. I tu Dana wykaza³a siê talentem muzycznym ¶piewaj±c arcytrudn± piosenkê la la la la mi¶.... ;-) (ci co byli wiedz± o co chodzi). Po paru godzinach (no mo¿e po d³u¿szej chwili ;-)) postanowili¶my nie kaleczyæ wiêcej muzyki i wrócili¶my na górê (bo harcówka by³a w piwnicy?). By³a godzina gdzie¶ tak 23 - 24 gdy Fr±cek rado¶nie oznajmi³ ¿e czeka nas jeszcze gra nocna ! U niektórych wywo³a³o to rado¶æ na twarzach, u innych przera¿enie (co ja robiê tu, uu uuu, co ja tutaj robiê... ;-)). No ale jak trza to trza! Zebrali¶my siê na korytarzu w oczekiwaniu na odprawê, a Kopciuszek zosta³a wys³ana przez Fr±cka na drugi koniec korytarza ¿eby zapaliæ ¶wiat³o, czego oczywi¶cie nie zrobi³a bo zosta³a..... PORWANA !!! .....

"LESZCZE" - CZYLI GRA NOCNA ;-)

    Normalnie we dwóch wbiegli w rajstopach na g³owach (tak naprawdê to by³y kominiarki, ale rajstopy lepiej brzmi ;-)) i wymachuj±c pistoletami rzucili siê na Kopciuszka! Biedny Kopciuszek, zosta³a brutalnie rzucona na ziemiê (trochê powyciera³a pod³ogê ubraniem), skrêpowana i wywleczona w .... a sk±d my to niby mieli¶my wiedzieæ! Oczywi¶cie mêska czê¶æ zlotowiczów chcia³a siê rzuciæ na ratunek ju¿ w momencie porwania, lecz niezidentyfikowana si³a zmusi³a nas do pozostania na miejscu. Z³o¶æ i chêæ zemsty (tudzie¿ wizja przelania czyjej¶ krwi ;-)) wezbra³a we wszystkich zlotowiczach, zabrzmia³y gro¼ne okrzyki : NA NICH !!, ODBIJEMY J¡ !!, EEE CHOD¬MY SPAÆ..., WRÓCI JAK ZG£ODNIEJE... Po chwili uspokoili¶my nerwy i zaczêli¶my przygotowywaæ ekspedycjê ratunkow±. Postanowili¶my podzieliæ siê na dwie grupy, jedna poszukiwawcza, a druga ¶pi±ca (doszli¶my bowiem do wniosku ¿e jedni bêd± szukaæ po nocy Kopciuszka, a inni bêd± za nich siê wysypiaæ, ¿eby na drugi dzieñ wszyscy byli równie wypoczêci ;-P). Po chwili Fr±cek powiedzia³ ¿e czas najwy¿szy ¿eby wyruszyæ i kaza³ nam i¶æ pod most szukaæ wiadomo¶ci (swoj± drog± dochodzê do wniosku ¿e ten Fr±cek to musia³ byæ w zmowie z tymi porywaczami ;-)))))

    No wiêc poszli¶my. A szli¶my baaaardzo powoli, bo nie chcieli¶my zatrzeæ ¶ladów pozostawionych przez porywaczy (no dobra, dobra , nie chcia³o nam siê ;-)). W pewnym momencie do naszych uszu dobieg³ pisk opon samochodowych i z za zakrêtu wyjecha³ na pe³nej szybko¶ci samochód. Zbli¿a³ siê do nas coraz szybciej i szybciej, a my o¶lepieni jego reflektorami stali¶my na jego drodze. Na szczê¶cie kilka osób otrz±snê³o siê z tego i uratowa³o innych (ja sam uratowa³em co najmniej 30 osób, w tym ze 4 staruszki, 6 matek z dzieckiem na rêku, 1 z dzieckiem w wózku oraz kilka osób z czata ;-P). Z samochodu wylecia³o jakie¶ zawini±tko, które okaza³o siê zawiniêt± w kartkê dyskietk±. Instrukcje brzmia³y mniej wiêcej tak - "do godziny 2.00 dotrzeæ do basenu górniczego, odczytaæ has³o z dyskietki. Podaæ has³o ³±cznikowi który zjawi siê na basenie". I w tym momencie mieli¶my rebus... okaza³o siê bowiem ¿e we wszystkich naszych laptopach akurat "siad³y" baterie i nie mieli¶my gdzie odczytaæ dyskietki. Po d³u¿szej naradzie postanowili¶my nie napadaæ mieszkañców w okolicznych blokach, bo nie mieli¶my pewno¶ci czy akurat trafiliby¶my na mieszkanie z komputerem, czy np. na rozsierdzonego, tocz±cego pianê z pyska jegomo¶cia, który postanowi³ skróciæ nam ¿ycie za to ¿e go akurat obudzili¶my ;-). No ale jak tu dotrzeæ na ten basen, czas ucieka³ nieub³aganie, a my nie wiedzieli¶my jak to zrobiæ. Na pobliskim parkingu dowiedzieli¶my siê ¿e do basenu mamy "jedynie" 7 km. To podnios³o nasze morale do tego stopnia, ¿e znowu "wzbi³y siê" w powietrze bojowe okrzyki : KURDE, WRACAJMY !!!, JAK J¡ PORWALI TO NIECH SIÊ TERAZ O NI¡ MARTWI¡ !!!, BÊDZIE WIÊCEJ JEDZENIA DLA NAS !!!.... i tym podobne ;-). I pewnie krzyczeliby¶my tak jeszcze d³ugo, ale kto¶ zauwa¿y³ przystanek komunikacji miejskiej. Udali¶my siê tam biegiem, bo akurat co¶ podje¿d¿a³o. Wpadli¶my do autobusu i staraj±c siê gro¼nie wygl±daæ "napadli¶my" na kierowcê. Miny nam jednak zrzed³y jak siê dowiedzieli¶my ile kosztuje bilet na basen (co¶ ko³o 7,40 z³). Po szybkim przeliczeniu z uwzglêdnieniem ¿e niektórym nale¿y siê zni¿ka dla emerytów lub kombatantów, dla matek z dzieæmi i tym podobnych suma nadal nas przera¿a³a, jednak pan kierowca okaza³ siê SPOKO GO¦CIU i powiedzia³ ¿eby¶my wskakiwali i jak bêdziemy cicho to nas zawiezie za FREE !!! No có¿, nie protestowali¶my ;-))

    Tak oto dojechali¶my na basen górniczy, tutaj równie¿ uda³o nam siê odczytaæ (a nawet wydrukowaæ) zawarto¶æ tajemniczej dyskietki. Poza paroma nagimi panienkami (heheh) by³ tam te¿ plik tekstowy. Okaza³o siê ¿e porywacze chc± znaæ nazwisko ratownika który pe³ni³ w³a¶nie dy¿ur w karetce o numerze 044 (hehe pewnie mia³ byæ nastêpny do porwania ;-)). No i we¼ tu cz³owieku o 1.30 w nocy dowiedz siê o co¶ takiego! Znowu posypa³y siê bojowe okrzyki, lecz tym razem mo¿e pominê je milczeniem gdy¿ mo¿e to czytaæ m³odzie¿ w wieku przedemerytalnym i jeszcze siê zgorszy, czy jak ;-). Znowu wywi±za³a siê burzliwa dyskusja "co by tu zrobiæ", zakoñczona podzia³em grupy. Ja, £ygi i Barcik pobiegli¶my do najbli¿szego pogotowia (ze 4-5 km, co ja gadam, 40 - 50 km ;-P) tam zasiêgn±æ jêzyka, a reszta grupy mia³a czekaæ na basenie na ³±cznika i ¶ciemniaæ go tak d³ugo a¿ nie dostana od nas informacji o tym go¶ciu z karetki. Nie wiem teraz co siê dzia³o w drugiej grupie, wiêc skoncentrujê swoj± opowie¶æ na naszej trójce...

    Biegli¶my.... Zmêczyli¶my siê.... Szli¶my.... Znowu siê zmêczyli¶my ;-).... Postanowili¶my z³apaæ stopa.... Nic nie jecha³o.... Zrezygnowani biegli¶my, szli¶my i siê mêczyli¶my dalej.... Znaczy siê droga pe³na by³a niebezpieczeñstw, które tylko czyha³y na takich samotnych wêdrowców jak my. Przedzierali¶my siê przez nieprzeniknione ciemno¶ci, uskakuj±c co jaki¶ czas nadci±gaj±cym z naprzeciwka stworom które o¶lepia³y nas blaskiem bij±cym z ich przera¿aj±cych oczu... Wtem rzek³em - "Barcik po¶wieæ.... Kurde, na mapê nie po oczach !!! Jeste¶my blisko, czuje to.... eee nie, w co¶ chyba wdepn±³em ;-)". Poszli¶my dalej... W koñcu doszli¶my do osady ludzkiej o nazwie "SALON RENAULT", tam spotkany tubylec pokaza³ nam skrót na pogotowie. JEST !!! W koñcu nasza misja dobieg³a koñca. Ale có¿ to ? Wszêdzie pogaszone, mo¿e siê wyprowadzili ? "Co ty" - rzek³ £ygi, "Klamka jeszcze ciep³a...". Znale¼li¶my dzwonek, zadzwoni³em. Nic. Dzwoniê drugi raz... Nic. Do trzech razy sztuka, wiêc dzwoniê ponownie.... Nic... Ale zaraz, powoli otwieraj± siê drzwi, a w nich... TAK, to pan doktor!!! Sukces !!! .... Pora¿ka, jest tak zaspany ¿e nie wie co my mówimy, ha!, nie wie co sam mówi ;-). Po d³u¿szej chwili udaje siê jednak wyci±gn±æ z niego upragnion± informacjê !!!! Teraz szybko telefon do reszty i oczekiwanie co powie ³±cznik. ¯egnamy siê z panem doktorem i postanawiamy wracaæ na basen górniczy, £ygi zaczyna marudziæ o taksówce ;-), nie u¶miecha nam siê droga powrotna "z buta". Dostajemy telefon. Zmiana planu, nie wracamy na basen, od ³±cznika wiemy ¿e musimy dotrzeæ, na inne osiedle i tam o 2.53 odebraæ telefon w budce ko³o poczty! Co to dla nas.... spaæ... Idziemy na to osiedle jednak, £ygi znowu marudzi o taksówce (nie wie ¿e ma siê to wkrótce spe³niæ ;-)). Barcik zaczyna bredziæ, po chwili siê wszystko wyja¶nia, nie spa³ od tygodnia czy co¶ ko³o tego ;-P, wybaczamy mu, ale pilnujemy ¿eby nie wpad³ na jaki¶ "genialny" pomys³ ;-) Idziemy ju¿ d³u¿sz± chwilê, gdy nagle mija nas taksówka, po czym zawraca i podje¿d¿a do nas. "Wsiadajcie ch³opaki, i mówcie gdzie was podrzuciæ" - pyta taksówkarz. Nie wierzymy w³asnemu szczê¶ciu !!! ;-), jednak porz±dni ludzie s± w tym Szczecinie ;-). Taksówkarz podwozi nas pod sam± pocztê !!!, jeste¶my gotowi umyæ mu samochód, ale odje¿d¿a ;-) Jeste¶my przed czasem, dajemy znaæ reszcie grupy, ¿e jeste¶my na miejscu i ¿e nie musz± siê spieszyæ. W pewnym momencie Barcik zauwa¿a podejrzany wed³ug niego samochód, idziemy wiêc w jego kierunku, jeste¶my bojowo nastawieni, jednak z ka¿dym krokiem to mija, co zrobimy gdy to nie bêd± porywacze ? Zawracamy (pó¼niej dowiadujemy siê ¿e jednak w samochodzie siedzia³ Wojas, znaczy siê porywacz ;-P). Czekamy. Odzywa siê telefon, jednak zanim dobiegamy do niego milknie, to by³a tylko podpucha. Czekamy do umówionej godziny. Jest !! Dzwoni, pierwszy odbiera Barcik, zapytany o has³o myli siê i porywacze nie chc± z nim rozmawiaæ (nie rozumiem dlaczego, taki mi³y ch³opak z niego ;-P). Drugi telefon, tym razem ja odbieram. Pytaj± siê mnie o has³o, ja siê ich pytam o odzew ;-P, ze mn± te¿ nie chc± gadaæ.... Smutno mi, nikt mnie nie lubi...szlocham... Trzeci telefon odbiera £ygi, próbuje siê targowaæ z porywaczami, chce od nich jakiego¶ dowodu ¿e Kopciuszek ¿yje (kawa³ka ucha, rêki, lub innej czê¶ci jej cia³a ;-)), porywacze nie zgadzaj± siê na zdekompletowanie Kopciuszka (i bardzo dobrze ;-)), w koñcu jednak £ygi lituje siê ;-) nad porywaczami i mówi jakie jest has³o. W odpowiedzi dostajemy wiadomo¶æ ¿e Kopciuszek jest uwiêziony nad jeziorem Szmaragdowym i ¿e mamy j± odbiæ. Hmmm... (odg³os my¶lenia), ma³o nas, we trzech mo¿emy nie daæ rady jej odbiæ, poza tym nie wiemy ilu jest porywaczy, niby porwa³o j± dwóch, ale mo¿e maj± gdzie¶ gniazdo i siê mno¿± ??? Postanawiamy podej¶æ do szmaragdowego i tam zaczekaæ na resztê grupy, wydaje siê to dobrym pomys³em, bo tam jest B³êkitny, a on jest tubylcem przecie¿. Idziemy wiêc, tym razem bez ¿adnego podwiezienia. W koñcu docieramy w pobli¿e jeziora i tu postanawiamy poczekaæ. Dzwonimy do reszty, ca³y czas id±, mamy nadziejê ¿e nas znajd± ;-). Odpoczywamy.

    Kurde, sk±d siê wziê³y w zimie komary ???? Ca³e stada tych wrednych owadów zaatakowa³y nasze obola³e zw³oki, bol± ju¿ nas rêce od ci±g³ego opêdzania siê od nich. Dlaczego nie mamy ogonów jak np. konie ?? Bredzimy we trzech... Jest dobrze, zaczyna ¶witaæ, która to ju¿ godzina ??. Zaraz, zaraz jaki my tak w ogóle mamy miesi±c ;-) hmmmm... jak ja siê nazywam ????? Dobra, to by³ tylko sen (ufffff, a ju¿ my¶la³em ¿e co¶ ze mn± nie tak ;-P). Nareszcie, na horyzoncie pojawia siê d³ugo oczekiwana reszta grupy, ma³o ich co¶. Doszli. Wymieniamy siê wiadomo¶ciami. Dowiadujemy siê ¿e Margisik, Ancyk i Alpen "polegli" i postanowili wróciæ do bazy celem wzmocnienia garnizonu tam stacjonuj±cego ;-), tylko ¿eby siê nie dali porwaæ, bo nie wiem czy bêdziemy mieli si³y ¿eby ich odbijaæ ;-P

    W koñcu docieramy nad jezioro, Kopciuszka prawdopodobnie trzymaj± w "bunkrach". Mamy plan !!! ;-). Wysy³amy Dorotkê na "przynêtê", jej zadaniem jest "spacerowaæ" po bunkrach i w momencie natrafienia na niebezpieczeñstwo krzyczeæ ile si³ w p³ucach... My z kolei spieramy siê czy po us³yszeniu krzyku mamy biec jej pomóc, czy tez uciekaæ, bo przecie¿ skoro krzyczy to pewnie tam jest niebezpiecznie ;-P Wygrywa jednak opcja, ¿e po us³yszeniu krzyku, przybêdziemy jej z pomoc± (bo my som szlachetne rycerze ;-) hehe). Decyzja zapada. Od tej pory kryptonim operacyjny Dorotki to "miêso armatnie" ;-) Ona trochê protestuje, ale widz±c nasze b³agalne spojrzenia w koñcu zgadza siê. Wchodzimy pod górkê, i tu pierwsza niespodzianka, wpadamy na porywacza, który zarzeka siê ¿e jest tylko obserwatorem. Niech mu tam bêdzie, dogadujemy siê z nim ¿e jak by co to on bêdzie sobie tylko obserwowa³ i nie przyjdzie z pomoc± porywaczom. Zgadza siê na to, wiêc nie robimy mu krzywdy (ach ta nasza wspania³omy¶lno¶æ...). Pierwsze bunkry przed nami. Dorotka wykonuje swoje zadanie perfekcyjnie (jeste¶my z niej dumni - hehe w koñcu sami j± szkolili¶my ;-P). Drugie bunkry przed nami, wpadamy do ¶rodka. Na razie pusto, ale nagle dajemy siê zaskoczyæ jednemu z porywaczy. Ka¿e nam i¶æ korytarzem do przodu. Bart rzuca siê na porywacza (znaczy siê on chcia³ siê mu rzuciæ na szyjê i go uca³owaæ chyba, ale porywacz ¼le zrozumia³ intencje i Bart dosta³ kolb± od ka³acha po g³owie - dobrze ¿e to tylko gumowa atrapa). Zaczynamy siê k³óciæ z porywaczem czy on wcze¶niej zrobi³ tratata czy my go wcze¶niej kilim. Po chwili dochodzê do wniosku ¿e to nie ma sensu bo i tak nikt nie odpu¶ci i ¿e ka¿dy bêdzie siê upiera³ przy swoim. Idziemy wiêc dalej. Nagle SRUUUU wybuch granatu rzuca nas na ¶ciany, s± ofiary w ludziach. Dochodzi do mnie lament matek op³akuj±cych swoich synów, wszêdzie dochodzi huk wystrza³ów, chowamy siê za cia³ami poleg³ych kolegów, a mo¿e to wrogowie, nie wiadomo ciemno jest... Okazuje siê ¿e nasi s± tylko lekko ranni i mo¿emy kontynuowaæ misjê. Patrzê na zegarek, mamy ma³o czasu, za chwilê bêdzie tu ¶mig³owiec ewakuacyjny a my jeszcze nie odbili¶my zak³adniczki. Ma³e przegrupowanie i ruszamy dalej. Po drodze zbieramy broñ poleg³ych porywaczy, w naszej skoñczy³a siê ju¿ amunicja. Znowu s³ychaæ wystrza³y... Odg³os zbli¿aj±cych siê coraz szybciej kroków, kto¶ biegnie w naszym kierunku. Strza³.... zapada cisza, idziemy pod ¶cianami ubezpieczaj±c siê wzajemnie. Jest pomieszczenie przed nami, ale dostêpu do niego broni± pancerne drzwi. £ygi podejmuje decyzjê - wysadzamy. Chwila na za³o¿enie ³adunków, szybki odwrót i SRUUUU.... posz³o, drzwi ju¿ nie ma !!! Wpadamy do pomieszczenia, stoi tam kilku porywaczy og³uszonych wybuchem, padaj± strza³y z naszej strony. Kolejna przeszkoda zostaje wyeliminowana. Jeden z porywaczy okazuje siê ranny, postanawiamy wydusiæ z niego informacje gdzie jest zak³adnik. Protestuje, nie chce z nami wspó³pracowaæ, lecz po gro¼bie ¿e zaczniemy go ³askotaæ ;-) zgadza siê mówiæ. Okazuje siê ¿e zak³adniczka przed chwil± zosta³a zabrana na zewn±trz. Rozdzielamy siê, ja z £ygim biegniemy do najbli¿szego wyj¶cia, nagle przez okno widzimy porywacza z zak³adniczka, szybka decyzja i ju¿ skaczemy z okna i biegniemy za nimi. Porywacz zauwa¿a nas, ci±gnie za sob± Kopciuszka. Zbiegaj± po schodach, nagle podje¿d¿a samochód, porywacz si³± wci±ga Kopciuszka do wozu, gdy nadbiegamy z £ygim, Szarpiemy za klamki, ma centralny zamek, rzucam siê na maskê. Samochód z piskiem opon odje¿d¿a. Trzymam siê wycieraczek, siêgam po broñ. Lufa wycelowana w twarz kierowcy zmusza go do zatrzymania siê. Nadbiega £ygi i razem wyci±gamy porywaczy ze ¶rodka. Kopciuszek jest wolny !!! Nadbiega reszta grupy, jeszcze chwila i porywacze s± unieszkodliwieni... ZWYCIÊSTWO !!!

    No dobra, trochê siê zagalopowa³em, ale sami przyznacie ¿e tak jest ciekawiej ;-) - autor.

    Tak naprawdê to uwalnianie Kopciuszka przebieg³o troszkê spokojniej ;-), ale ci co brali w tym udzia³ powinni rozpoznaæ niektóre momenty ;-). Odpoczywamy... Czeka nas jeszcze powrót do szko³y - bazy. Wracamy w milczeniu, bêd±c na szczycie pagórka (no dosyæ wysoki jak na pagórek) jeste¶my ¶wiadkami wschodu s³oñca. Jako¶ nie robi to na nikim wra¿enia, jednak jeste¶my zmêczeni. Niektórzy nie spali od dwóch lub wiêcej dni, bêd±c ca³y czas w podró¿y na zlot. Ale gra by³a fajna, ja przynajmniej nie ¿a³ujê. Ju¿ dawno nie bra³em udzia³u w czym¶ jako zwyk³y uczestnik, ju¿ zapomnia³em jak to jest.... Dziêki za grê ch³opaki ;-)))))

PI¡TEK...

    Do szko³y wrócili¶my oko³o 6.00 rano, wiêc bez namys³u po³o¿yli¶my siê spaæ. Tego bowiem dnia ok. godziny 10.00 czeka³a na nas nastêpna niespodzianka - LINY (i w tym momencie zawsze b³yszcz± mi oczka ;-) ).

    W koñcu siê doczeka³em ;-) !!!!! Na liny musieli¶my pój¶æ na znane ju¿ jezioro Szmaragdowe. Jest tam taka fajna ¶ciana, kiedy¶ u¿ywana przez stra¿aków do æwiczeñ. Trzy piêtra, lub jak kto woli wysoki parter i dwa piêtra ;-P (zreszt± widaæ na zdjêciach). Tam mieli¶my okazjê poæwiczyæ zjazdy, wychodzenie na przyrz±dach, tyrolkê, oraz ogólnie "pobawiæ" siê sprzêtem alpinistycznym. Pierwszy raz w ¿yciu zje¿d¿a³em wtedy na rolce, wcze¶niej tylko na ósemce lub samym karabinku, w sumie bardzo podobnie, no mo¿e trochê szybciej ;-). Fajnie by³o, to chyba mi siê najbardziej podoba³o. Ciê¿ko jest co¶ takiego opisaæ, a przynajmniej ja nie potrafiê. To trzeba samemu wpi±æ siê w linê i "pobawiæ" ;-). Barcik stwierdzi³ ¿e prze³ama³ swój lêk wysoko¶ci - widaæ jemu siê te¿ podoba³o ;-))))

jak bziki zbiegaj± po ¶cianie... widaæ bardzo to lubi± ;-)

    Po wypadzie na liny, wrócili¶my do szko³y gdzie rozgorza³a burzliwa dyskusja (krzese³ka lata³y gêsto w powietrzu - biedne dzieci, i na czym one bêd± teraz siedzia³y ? ;-)) na temat co robimy po po³udniu. Aha, wcze¶niej jeszcze jak wracali¶my z lin, ustalili¶my ¿e obiad robimy wspólnie, a g³ównym i jedynym daniem bêdzie spaghetti - makaron znaczy siê ;-) w sosie bolognese - takie gêste co¶ do polewania (nie pytajcie siê z czego to, ale najlepszym sk³adnikiem by³y emulgatory - czymkolwiek s± ;-)). Z przygotowaniem obiadu te¿ by³o fajnie, bo czê¶æ mia³a go przygotowaæ z druga czê¶æ  powrót z zajêæ z linami (w tle jez. szmaragdowe) posprz±taæ po. Ja siê zalicza³em do tej pierwszej grupy, znaczy siê co robi³em - wyjada³em kukurydzê Margusikowi, wyciera³em i ustawia³em talerze na stole (tak, to dziêki mnie nie jedli¶cie makaronu wprost ze sto³u ;-P) i co¶ tam jeszcze co by³o trzeba, albo nie ;-P. W³a¶nie w czasie obiadu, jak ju¿ wcze¶niej wspomnia³em zaczêli¶my siê zastanawiaæ co robimy po po³udniu. Plany by³y takie ¿e idziemy albo na basen (aquapark) albo do kina ("Epizod II atak GLANÓW - czyli prawdziwa historia skinheda"). Jak ju¿ mówi³em dyskusja toczy³a siê zawziêcie a¿ do momentu gdy... spad³ deszcz ;-). Ale co ja mówiê - deszcz, ulewa to by³a!!!! W strefie monsunów takiej nie maj±, taka by³a ulewa ¿e najstarsi eskimosi takiej nie pamiêtali - swoj± drog± to u nich raczej rzadko pada deszcz, wiêc nie ma siê co dziwiæ ;-). Teraz bêdzie katastroficzny opis warunków atmosferycznych (osoby wra¿liwe prosi siê o opuszczenie tego fragmentu)...

    Nagle niebo pociemnia³o, nie wiadomo sk±d nadci±gnê³y nad Szczecin czarne niczym smo³a burzowe chmury. Rozgorza³a podniebna walka. Huk grzmotów przetoczy³ siê przez miasto gdy si³y przyrody star³y siê ze sob±. Zerwa³ siê wiatr... Ga³êzie, li¶cie, nawet latarnie i samochody lata³y w powietrzu, obijaj±c siê o ziemiê i wywo³uj±c tym samym dodatkowy ha³as. Iskry sypi±ce siê w momencie zderzania siê samochodów z ziemi± grozi³y zapaleniem znajduj±cej siê wszêdzie benzyny z uszkodzonych baków samochodowych... I w koñcu sta³o siê. Eksplozja niewielkiego malucha spowodowa³a dr¿enie szyb w oknach, a¿ strach pomy¶leæ co mog³o by siê staæ gdyby wybuch³a przeje¿d¿aj±ca w³a¶nie cysterna wype³niona ³atwopalnym gazem... (ale by by³a rozpierducha !!!! ;-)))))). I w³a¶nie wtedy zaleg³a cisza... Domy¶lili¶my siê ¿e znajdujemy siê w³a¶nie w oku cyklonu i ¿e to jeszcze nie koniec. Lecz chwila wytchnienia by³a nam potrzebna na uspokojenie sko³atanych nerwów. Rozejrza³em siê woko³o, widok by³ straszny.... Wszêdzie wala³y siê krzese³ka po naszej dyskusji, stosy nie umytych talerzy zalega³y w zlewozmywaku, wszêdzie wala³ siê makaron.... P³acz niewiast przera¿onych burz± dobiega³ z ka¿dego kata sali wype³niaj±c powsta³± tak nagle ciszê... Spróbowali¶my je jako¶ uspokoiæ, jednak obietnice kupna kwiatów i kolii z brylantów nie na wiele siê zda³y, trudno, musieli¶my wymy¶liæ co¶ innego.... (zadzia³a³a dopiero obietnica wyrzucenia ¶mieci ;-P). Z trudem dochodzili¶my do siebie, gdy zaczê³o siê znowu. Oko cyklonu cofa³o siê coraz dalej i dalej, zostawiaj±c nas na pastwê si³ natury. Lament niewiast wzrós³, có¿ mieli¶my na to poradziæ? Postanowili¶my u¿yæ ostatecznego argumentu - nie bêdziemy ogl±dali sportu przez miesi±c !!!! Kobiety widaæ doceni³y nasze po¶wiêcenie bo momentalnie ucich³y i zabra³y siê za szyde³kowanie czy inne takie magiczne zabawy z drutami ;-)))) Burza stopniowo mija³a....

    Gdy ucich³y ju¿ echa niedawnych grzmotów, a nawa³nica przetoczy³a siê w inne miejsce robiæ rozpierduchê ;-) , nad Szczecinem znowu zawita³o s³oñce... Jako ¿e by³a akurat odpowiednia godzina na zachód s³oñca, zostali¶my wyprowadzeni (hehe w maliny ;-)) przez Fr±cka w takie fajne miejsce z którego mogli¶my bez przeszkód psuæ sobie wzrok bezmy¶lnie wpatruj±c siê w czerwonaw± tarczê naszej gwiazdeczki ;-). A widok by³ naprawdê piêkny, co prawda nie zwala³ z nóg (tylko ja schodz±c z dachu gara¿u na którym ogl±dali¶my zachód, siem po¶lizgn±³em i "wywin±³em or³a", tak prawdê mówi±c to raczej "orze³ka" ;-P) ale by³o ³adnie.

    Mam nadziejê ¿e wybaczycie mi ten "atak natchnienia", ale prawdê mówi±c, po po³udniu zaczê³o padaæ (tak sobie zreszt±) i nie robili¶my nic. Wiêkszo¶æ odsypia³a po prostu grê nocn±, a ciekawie o tym siê napisaæ nie da³o ;-) (chocia¿ czy opis burzy by³ ciekawy ??? - oto jest pytanie...). Wieczorem znowu pobawili¶my siê trochê w kalambury (chyba stanie siê to tradycj± ;-)). Ok. godziny 22 (chyba) przyjechali: Pospiszyl i Swirlej, nast±pi³o standardowe powitanie i znowu poszli¶my spaæ ;-)))) (to by³ chyba jedyny rajd/zlot/obóz na którym siê wyspa³em ;-) )

SOBOTA - CZYLI JAK NIE PRZESZED£EM PRZEZ MOST...

    Sobota zapowiada³a nam siê bardzo atrakcyjnie, mianowicie Szczecinianie postanowili ¿e zbuduj± sobie nowy most (a co, bogatych staæ na wszystko ;-)))) i z otwarciem czekali a¿ do naszego zlotu ;-P. Nawet ¶ci±gnêli premiera, ¿eby móg³ nas powitaæ !!! ;-) Z okazji otwarcia (jak to brzmi - okazja otwarcia ? - kurde chyba to zmieniê...) zorganizowali NAM ;-) festyn na lotnisku. No to jak mieli¶my nie pój¶æ ???? Premier, most, festyn, g³upio by³o odmówiæ ;-P. Wiêc (nie zaczyna siê zdania od wiêc - polonista [spadaj - autor]) zaraz po ¶niadaniu wyruszyli¶my na festyn. Ja z Dan± jechali¶my FUR¡ (zwan± przez niektórych honda), a reszta zlotowiczów jecha³a heheh "wygodnie" ¶rodkami komunikacji miejskiej (co siê dzia³o w autobusie to nie wiem). Dana jako kierowca, radzi sobie bardzo dobrze, choæ niekiedy musia³em jej pomagaæ otwieraj±c drzwi, bo inaczej mogliby¶my nie trafiæ kilku przechodniów (bo Dana zbiera punkty Vitay - i musi "czule" witaæ siê z ka¿dym przechodniem tzn: uderzenie zderzakiem - 10 pkt, drzwiami - 5 pkt, gdy przechodzieñ przetoczy siê przez maskê - 15 pkt, a jak jeszcze siê uda go na wstecznym trafiæ, to bonus - 50 pkt) i tak spokojnie jechali¶my sobie przez Szczecin ;-). W pewnym momencie postanowili¶my ¿e ..... zaparkujemy (a co, inni mog± to czemu nie my!!!), przecie¿ nie bêdziemy je¼dzili ca³y dzieñ. No i w koñcu siê uda³o, heheh zaparkowali¶my ko³o "salonu kosmetyki samochodowej" - po ludzku znaczy siê warsztat z myjni± ;-)))) (czego to ludzie nie wymy¶l±...). Jak ju¿ zaparkowali¶my i zabezpieczyli¶my samochód przed kradzie¿± (wykrêcenie akumulatora, spuszczenie powietrza z opon, spryskanie wnêtrza samochodu gazem parali¿uj±cym itp...) udali¶my siê na festyn. Po drodze zostali¶my "zamachani" przez resztê zlotowiczów jad±cych akurat autobusem ;-).

    Tak sobie szli¶my i szli¶my, i w koñcu nie trafili¶my na ten most na którym mia³ nas witaæ premier, tylko od razu na lotnisko. Gdy ju¿ spostrzegli¶my swój b³±d, postanowili¶my ¿e zostajemy na lotnisku, a reszta "bandy" i tak tu dojdzie. Na lotnisku, a konkretniej na scenie usi³owa³y wystêpowaæ jakie¶ dzieci, ale ¿e nikt na nie i tak nie zwraca³ uwagi, wiêc mog³y robiæ co chcia³y ;-P. Oprócz standardowych na takich imprezach stoisk z hamburgerami, kie³bas± z ro¿na, wat± cukrow± itd.. mo¿na by³o zobaczyæ wiele fajnych rzeczy. Z wysiêgnika zje¿d¿ali na linach co jaki¶ czas stra¿acy, swoje "stoisko" mia³a policja (fajnego robota pirotechnicznego mieli - tak miêdzy innymi), wojsko z du¿± ilo¶ci± "¿elastwa" - samochody ³±czno¶ci, radar, amfibia, jaki¶ transporter opancerzony, honker i 2 quady. W sumie nawet fajne ;-). Co nas najbardziej interesowa³o to "stoisko" HGR "Pomorze" - no bo to w sumie "nasi" ;-). Spotkali¶my tam £ysego (obstawia³ zajêcia z linami) a pó¼niej zjawi³ siê Wojas.

    Tam w³a¶nie Danie "wpad³ w oko" jeden taki.... Fantom siê nazywa³ ;-) Ogarniêta rz±dz± poznania go za wszelk± cenê Dana postanowi³a "i¶æ na ca³o¶æ" i rzuci³a siê na niego namiêtnie go ca³uj±c. Sta³em przera¿ony a gdy zaczê³a masowaæ mu "klatê" nogi zdjêcie rozwodowe ;-) siê pode mn± ugiê³y.... biedny £ygi, jak on to przyjmie.... Swoj± drog± facet by³ ju¿ bez koszuli, wiêc mo¿e Dana nie by³± jego pierwsz± ofiar±?? (ciekawe jak on to robi - cza siê bêdzie dowiedzieæ ;-P). Sko³atane my¶li biega³y po mojej sko³atanej g³owie, nie wiedzia³em co robiæ. Chyba to zauwa¿yli ch³opaki z HGR-u bo powiedzieli ¿e jak by co to Dana ju¿ jest prawie przeszkolona na manekinie i gdybym zas³ab³ to bêdzie wiedzia³a jak udzieliæ pierwszej pomocy... A wiêc to by³ MANEKIN ???? (muszê czasami czy¶ciæ te okulary...). Odetchn±³em z ulg±, ¶wiat znowu wraca³ na swoje miejsce, choæ robi³ to bardzo powoli. "To pewnie z g³odu" - pomy¶la³em, "ciekawe gdzie daj± grochówkê ?". Widaæ po pokazie HGR-u (w tle pociêty samochód) Dana umie czasami czytaæ w my¶lach, bo tez zaczê³a marudziæ "¿e by se grochówki zjad³a". W tym momencie nadesz³a reszta bandy, trochê po³azili¶my razem po lotnisku i pêdem polecieli¶my na pokaz HGR - u. Ch³opaki mieli "ratowaæ" ofiary z wypadku drogowego. Na pocz±tku na miejscu akcji zjawili siê ratownicy z HGR, dostali siê do ¶rodka samochodu i zabezpieczyli poszkodowanych. Jako ¿e nie da³o siê otworzyæ drzwi, musieli na pomoc wezwaæ stra¿ po¿arn±. Po chwili przyjechali stra¿acy (wcze¶niej zjawi³a siê równie¿ wezwana karetka - heheh o numerze bocznym 044) i swoimi zabawkami porozcinali trochê wrak samochodu ;-). Dalej posz³o ju¿ z górki, wyci±gniêcie rannych i zapakowanie ich do karetki trwa³o chwilê. Teraz tylko kogut na full i do szpitala... Tym radosnym akcentem zakoñczy³ siê ten pokaz.

    A jeszcze, bo zapomnia³em (ach ta staro¶æ ;-P) jak tak siê szwendali¶my ca³± "band±" po lotnisku to doszwêdali¶my siê do g³ównej sceny. Nic szczególnego tam siê nie dzia³o, je¶li nie liczyæ biegaj±cego wszêdzie p³on±cego faceta krzycz±cego HELP !!!. To zreszt± musia³ byæ chyba jaki¶ obcokrajowiec, wiêc ludzie na niego nie reagowali, niech siê uczy jêzyka jak do nas przyje¿d¿a, a nie siê wydziera "po ichniemu" ;-)))). No dobra, dobra, on wcale nie krzycza³.... no ju¿ dobra, wcale nie biega³.... no kurde, czepiacie siê - nie by³o ¿adnego faceta, a chcia³em trochê dramatyzmu dodaæ do mojej opowie¶ci, ale jak nie to nie... Tak prawdê mówi±c to chcia³em napisaæ ¿e w pewnym momencie porwa³em do tañca Kopciuszka (heheh biedaczka by³a najbli¿ej ;-P ), broni³a siê dzielnie, ale w koñcu uleg³a ;-). Tañczyli¶my sobie kadryla, a ludzie trochê dziwnie na nas spogl±dali, widaæ nie przyzwyczajeni do takich rzeczy na ¶rodku p³yty lotniska ;-).

    Po pokazie w koñcu uda³o nam siê zlokalizowaæ "wydawajniê grochówki" ;-), stanêli¶my wiêc ca³± band± w kolejce po papu ;-))) Op³aci³o siê, grochówka by³a naprawdê dobra !!! W miêdzyczasie mieli¶my okazjê zapoznaæ siê ze sprzêtem w jaki wyposa¿ona jest s³awna ju¿ karetka 044 ;-). Po tym, ja z Dan± zaczêli¶my przygotowywaæ siê do ewakuacji. Niestety musieli¶my wracaæ ju¿ w sobotê ;-( ....


Wiêc (wiem, wiem - autor) po¿egnanie i do domu.....

Co siê dzia³o po naszym wyje¼dzie bêdzie musia³ opisaæ ju¿ kto¶ inny, bardzo chêtnie zamieszczê tutaj ci±g dalszy relacji ze zlotu - bzik.